American Hustle

Data:

SCORSESE KANTUJE AMERICAN HUSTLE

Na wskroś amerykańska próżność reżysera Davida O. Russella pozwala przytłoczyć własne dzieło do tego stopnia, że dysponując scenariuszem roku, „American Hustle” wypada niczym hołd dla Martina Scorsese. Problem w tym, że starszy reżyser takich ukłonów nie potrzebuje, szczególnie gdy wciąż jest w formie, kręci i to w dodatku w tym samym roku, wywijając nie lada numer historii o kanciarzach.

Sztuka kłamstwa, naciągania, mydlenia oczu czy też spełniania amerykańskiego snu nie jest obca wielbicielom kina. Od jakiegoś czasu przeniosła się jednak do telewizji, gdzie prawdziwi uliczni hustlerzy, lombardziści i inni lekko pracujący obywatele chcą sprzedać ci iluzję obcowania z tajemnicami szemranych interesów, które później staną się przebojem na niejednej prywatce czy podrywie przy barze. Takie podejście nie w smak jednak głównym bohaterom „American Hustle” działającym na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Gospodarka w sytuacji równie nieciekawej, co dnia dzisiejszego skłania Irvinga Rosenfelda (Christian Bale) do popełniania oszustw na pożyczkowych prowizjach oraz do handlu dziełami sztuki niewiadomego pochodzenia. Wkrótce poznaje miłość swojego życia i wspólniczkę zbrodni, Sydney (Amy Adams). Tymczasem w domu czekają na niego zaburzenia żony, Rosalyn (Jennifer Lawrence), a niebawem okaże się, że początek końca nastanie wraz z wejściem do jego biura Richiego DiMaso (Bradley Cooper) reprezentującego biuro federalne. Każda z tych postaci stara się podejść przeciwnika, skołować sojusznika, a ze sztuki oszukiwania uczynić sens życia. W którymś momencie wyboistej drogi trzeba jednak dokonać wyboru: nieroztropnie pozbyć się maski albo trzymać fason do końca.

 Christian Bale;Amy Adams;Bradley Cooper

Pomimo przestylizowania, topornych zagrywek i osłabionego tempa, chce się jednak poznać tę historię do końca. Zawiera ona wszak kilka fantastycznych zwrotów, trzymających w napięciu momentów oraz zasłonę dymną w postaci popisów aktorstwa. Bale dostaje przysadzistość i „zaczeskę”, do historii przechodzą dekolty Adams i lakierowane paznokcie Lawrence, Cooper zyskuje specjalnie podkręcane włoski, a mimo tych masek potrafią z rzadka przemówić swoim głosem. A zapomniałbym dodać o Jeremym Rennerze, który za to cały jest niesamowity! Jestem jednak przekonany, że Russel dostanie jakąś lekcję pokory za oszustwa stylistyczne. Epizod pewnego ulubieńca pana Scorsese z przeszłości aż uciska wzruszeniem w gardle, pomimo oczywistej grozy, jaką wzbudza, ale nawet sama przebojowa ścieżka dźwiękowa brzmi tu fałszywie. Czy Oscar da się naciągnąć? Przekonamy się tuż po reklamach.

Zwiastun: